Bo wolę już mieć napady duszności/I być takim, jak Ci się podoba/ Niż nie podobać się Tobie i nie cierpieć.
Marcel Proust, List do matki
„Bunt ciała” Alice Miller, to stosunkowo nowa pozycja na mojej półce. Przeczytałam ją w jeden wieczór, choć nie za jednym razem. Pierwsza część poświęcona wpływowi nakazu bezwzględnego kochania i szanowania rodziców na życie znanych pisarzy, pozwoliła mi posmakować tezy Miller. Na szczęście dla tej części książki, rozdziały były krótkie, a teza nie pogłębiona. Artyści (Franz Kafka, Artur Rimbaud, James Joyce) to dla mnie postaci bardziej z innej półki biblioteki, niż z mojego świata. Dlatego książka zainteresowała mnie dopiero, gdy zaczęłam czytać historie zwykłych ludzi.

I tutaj książkę na chwilę musiałam odłożyć. Zrobiłam to zaraz po przeczytaniu o skojarzeniu autorki widoku dzieci będących na karuzeli z dziećmi doznającymi przemocy seksualnej. Trochę mnie to…zaniepokoiło. Czy takie porównanie to tylko figura literacka czy może lata doświadczenia i umiejętna paralela? Zanim jednak o tym, to będzie o najważniejszym – niezwykle celnej i odważnej tezie autorki „Bunt ciała”.
W drugiej części książki zakreślałam prawie co drugie zdanie. Zachwyt pojawiał się naprzemiennie ze zdziwieniem. Uleczenie ciała i duszy jest takie proste? Miller zakłada, że nakaz bezwzględnego kochania i szanowania przemocowych rodziców ma na ludzi destrukcyjny wpływ. To jedno. Wszyscy, którzy doświadczyli przemocy w dzieciństwie, musieli stłumić w sobie bunt wobec doznawanego okrucieństwa i dorastać oszukując siebie. To drugie. Kolejne to: człowiek dorosły, który przeszedł gehennę pełnych przemocy relacji z rodzicami nie chce uświadomić sobie prawdy o jakości tych relacji w związku z tym uwolnić tłumione emocje. I właśnie ta nie-prawda wpędza człowieka w chorobę. Powoduje ją odszczepiona, stłumiona, nieuświadomiona nienawiść do własnych rodziców.
Miller nie pozostawia nas tylko ze swoją tezą, a pokazuje nam praktyczne rozwiązania problemu, który jak twierdzi dotyka większości z nas. Ulgę na poziomie emocjonalnym, ale również somatycznym może przynieść praca nad zrozumieniem istoty swojej nienawiści, „aby móc świadomie wybrać zachowanie, które pomoże się od tej destrukcyjnej , budzącej nienawiść zależności uwolnić.” W tym trudnym i czasochłonnym procesie może pomóc nam empatyczny terapeuta, nazwany przez Miller, współczującym świadkiem. Aby zdrowienie miało miejsce należy uświadomić sobie, że:
- Aby rany z dzieciństwa mogły się zabliźnić, człowiek dorosły musi opuścić pozycję zależnego dziecka, zrezygnować ze swoich dziecięcych oczekiwań wobec rodziców i zacząć szanować samego siebie.
- Rodzice nie zmienią się automatycznie z tego powodu, że dorosłe dziecko będzie starało się ich zrozumieć i przebaczyć. Mogą się oni zmienić tyko wówczas, gdy sami tego będą chcieli.
- Jak długo człowiek maltretowany w dzieciństwie zapiera się swych przeszłych cierpień, odbywa się to kosztem zdrowia.
(za: Alice Miller, „Bunt ciała”)
Epilog
Niezwykle dużo wyciągnęłam z tej niewielkiej objętościowo książki. Ale w pełni odczytałam ją dopiero po przeczytaniu wspomnień syna Miller, który zawarł swoją historię w autobiograficznej książce „Dramat udanego dziecka”. Syn autorki odsłonił kulisy tragedii własnego i jej matki pełnego traum życia. Martin Miller „pamięta swojego ojca jako autorytarnego choleryka, który wychowywał go na chlebie z cukrem i pejczem. Jako dorosły poddał się terapii, ale tu okazało się, że miał pecha, gdyż jego terapeuta Konrad Stettbacher zdradził treść nagrań prowadzonych z nim rozmów jego matce – Alice Miller. Ta nigdy nie pogodziła się z tym faktem, że jej własny syn może ujawnić treść faktów i przeżyć, które ją kompromitowały. Według Martina, Alice Miller popełniła samobójstwo.” (za: Bogusław Śliwerski, „Prawdziwy dramat bitego dziecka przez mężą Alice Miller, http://sliwerski-pedagog.blogspot.com/2014/01/prawdziwy-dramat-bitego-dziecka-przez.html)
I jest to dla mnie kolejna teza, którą czytam między wierszami książki „Bunt ciała”. Dotyczy ona wierności naszej prawdziwej historii na ścieżce pracy terapeutycznej. Pracując z ciałem i emocjami, musimy być świadomi naszej historii, inaczej obróci się przeciwko nam.